poniedziałek, 22 października 2012

Claude Debussy - Męczeństwo Świętego Sebastiana




 Claude Debussy Męczeństwo Świętego Sebastiana





       Claude Debussy był kompozytorem francuskim (22 sierpnia 1862 Saint-Germain-en-Laye, - 25 marca 1918 roku,  Paryż). Debussy uczył się gry na fortepianie od 8 roku życia, w 1872 roku został przyjęty do Konserwatorium Paryskiego. Naukę kompozycji pobierał u E. Guirauda.  Debussy w młodości pracował jako domowy nauczyciel muzyki i kameralista w rodzinie Nadieżdy von Meck.  Sukcesy kompozytorskie zaczął odnosić już w 1883 roku kiedy to otrzymał nagrodę na konkursie Grand Prix de Rome.  
     Debussy był nowatorem sztuki muzycznej, ale jego poszukiwania były poszukiwaniem nowego piękna; nie przeciwstawiał się tradycji i wartościom, jak późniejsi kompozytorzy austriaccy Schoenberg czy Webern; szukał w zdrowych i czystych źródłach: w naturze i w antyku.  Środkami muzycznymi starał oddać się zjawiska i zmienność natury; dla nich stworzył nowy język muzyczny pełen umiaru, delikatności, aluzyjności, niedopowiedzenia.  W czasach powszechnej fascynacji Wagnerem celowo podkreślał te cechy muzyki łacińskiej czy francuskiej, by ochronić ją przed wpływami germańskimi: symboliczne jest to, że pogrzeb Debussy’ego odbył się podczas bombardowania Paryża.  
      Kompozytor pisał, że jego religią jest natura: codziennie powstające i ginące  piękno. Wydawać by się mogło, że jego styl muzyczny daleki jest od możliwości wyrażania treści z natury swej dramatycznych.  A jednak napisał dzieło o męczeństwie chrześcijanina i można powiedzieć, że subtelny i ulotny styl kompozytora w przedziwny sposób wchłonął tę opowieść i jej istotę.
     Męczeństwo świętego Sebastiana jest dziełem niezwykłym, trudno było by znaleźć w całej historii muzyki podobny utwór, tak zupełnie wyjątkowy i  jedyny w swoim rodzaju. Dzieło to nie ma prekursorów, nie ma tez następców. W historii muzyki pozostaje egzotycznym kwiatem, zobaczymy jakie wyda owoce. Brzmienie utworu nie jest podobne do tego, co kojarzy nam się z muzyką katolicką - nawet w porównaniu do współczesnych mu kompozytorów francuskich. Nie mamy tu żadnych nawiązań do chorału, do jakiegokolwiek hymnu, czy nawet charakteru modlitwy w tradycyjnym rozumieniu. Nawet tekst jest „nietradycyjny” choć odnosi się do jednego z jednego z najczęściej przedstawianych w sztukach plastycznych świętych, dziwnie pomijanego w sztuce muzycznej. Autorem tekstu jest Gabriele d’Annunzio – poeta i pisarz symbolizmu. Stworzony przez niego poemat bliższy jest natchnionym wizjom Blake’a niż tradycyjnym tekstom religijnym.  Jednak obu tak nieortodoksyjnym twórcom udało się stworzyć dzieło głębokie, piękne i doskonałe.  Obaj chcieli też wzbogacić sztukę chrześcijańską o nowe spojrzenie, nową emocję, nowy dźwięk.
     W historii Świętego Sebastiana kompozytora zachwyciła siła życia. Muzykę swego oratorium pragnął nasycić czystością dziecięcej duszy: prostotą, niewinnością i absolutną wiarą.  Debussy, do tej pory tworzący delikatną, ulotną i przejrzysta  muzykę tu wkracza w obszar powagi duszy w obliczu śmierci. Pisze muzykę o duszy czystej, bezgrzesznej, unoszącej się do nieba, przez męczeńską śmierć,  ku czystej miłości uosobionej w postaci Chrystusa, Pana Miłości, Króla, Jedynego.
     Muzyka Debussy’ego z ducha i brzmienia nawiązuje raczej do muzyki starożytnej Grecji. W akordach, melodiach słyszymy echo skal staro-greckich. Ale ta muzyka nasycona jest żarliwą wiarą, taką która zapewne poruszała już grecką myślą od czasów hellenistycznych. Czujemy w męczeństwie Sebastiana ducha tych dwóch kultur: greckiego antyku i intensywności wczesnego chrześcijaństwa. Bardzo greckim elementem tego dzieła jest partia narratora mówiącego wzniosłą mową - możemy wyobrazić sobie, że tak kiedyś recytowano wielkie eposy w domach arystokracji greckiej. 
Znamy historię Świętego Sebastiana. W tym dziele widzimy go już jako nawróconego,  natchnionego nową wiarą, przemienionego. Sebastian nie śpiewa: w ekstazie opowiada o swych ziemskich i niebiańskich spotkaniach podczas wędrówki przez Sfery – Komnaty zamieszkałe przez hipostazy grzechów i błędów kuszących ludzkość i człowieka. Wielką rolę w misterium odgrywa także chór, ale jest to rola inna niż w tragedii greckiej i późniejszej tradycji oratoryjnej. To chór Aniołów, Serafinów, a nie ziemskich świadków zdarzeń, a jeśli ci też się pojawią, wpadają w podziw i ekstazę widząc Świętego i jego drogę ku zjednoczeniu z Bogiem. Glosy wznoszą się, opadają, nakładają, splatają, tworząc niebiańskie harmonie. Do tej pory nie słyszeliśmy tak pięknych, oryginalnych i opartych na niezwykłych skalach akordów brzmiących i antycznie i świeżo, tradycyjnie i nowatorsko.
Sebastian spotyka wiele postaci, także samego Cezara, mówi o swym Zbawcy, wędruje coraz wyżej.  Do swych dawnych towarzyszy, braci, potem morderców mówi: ‘jestem rozbrojony, ….mój łuk leży obok mnie, …. jestem gotowy, moje stopy są obnażone dla niebiańskiej rosy, moje kolana dla cudownej przemiany.” W ostatniej, Piątej Komnacie, Komnacie Zranionego Lauru (drzewa Apollona), zostaje przywiązany i wydany na śmierć z rąk swych niemal przyjaciół.
Jego dusza drży, czuje strach do samego rdzenia; widzi trzy zawoalowane kobiety i Pasterza niosącego zagubioną owcę; prosi towarzyszy by dobre celowali i poczuli się jak na bitwie, świętej bitwie, nie chce ich litości i przyzywa pierwszą strzałę. Nie czuje nienawiści do nich a tylko miłość do swego Pana, Męczennika Męczenników.
Dusza Sebastiana wstępuje do nieba: chór Męczenników, chór Dziewic, chór Apostołów wita go, chór Aniołów obdarowuje go sześcioma skrzydłami. Ofiara zostaje spełniona, krew Świętego staje się manną, biel zmywa grzechy. Sebastian staje się kroplą, iskrą nowego życia. Wstępuje do Nieba podobnie jak Beatrycze z Komedii Boskiej Dantego, wtedy dopiero ofiara dopełnia się. Całość kończy chór Wszystkich Świętych. 
     W tym misterium Debussy i d’Annunzio chcieli pokazać inną stronę chrześcijaństwa: piękno ofiary.  Skupiają się nie na akcie męczeńskiej śmierci, a na odnowie duszy, na potędze duchowego życia wykraczającego poza cierpienie i śmierć; a zarazem na mistyczną wartość Piękna jako uświęcającej drogi do Boga, poprzez męczeństwo -  w przypadku artysty ranionego strzałami niezrozumienia, zawiści, tragedii w samotnej walce o nowe Piękno.  To bardzo osobiste przedstawienie tematyki religijnej nie odnoszące się do utrwalonego przez wieki jej charakterystycznego, dźwiękowego i poetyckiego rysu. Utwór emanuje Dobrem, a co Dobre to Piękne, jego niezwykła siła, oryginalność stylu i wyjątkowość formy każą uznać tą próbę za udaną i wręcz wspaniałą.
     Debussy pisał, że najlepsza sztuka religijna powstaje w czasie, gdy religia jest zagrożona. Żył w Paryżu w drugiej połowie XIX wieku i na pewno wiedział co mówi i do czego jego słowa się odnoszą. Wierzył jednak w renesans muzyki religijnej a sądząc po jego dziele i dziełach kompozytorów francuskich z tego okresu nie pomylił się. Emil Zola twierdził, że od Rewolucji sztuka francuska się degeneruje: ale muzycy francuscy ją uratowali. Cesar Franck, Gabriel Faure, Vincent d’Indy, Louis Vierne, Charles Koechlin, Charles Gounod, Jean Francaix, Arthur Honegger, Camille Saint-Saens, a po Debussy’m wielki Olivier Messiaen dowiedli, że duch się nie ugiął przed historią. (Twórczość powyższych twórców będzie tematem następnych artykułów.)


     Całe Oratorium trwa około 5 godzin, istnieje tez wersja skrócona dokonana przez ucznia Debussy’ego,  za jego zgodą. Na szczęście obecnie coraz częściej wykonuje się to dzieło, w także w wersji pełnej, ale chyba za najlepsze wykonanie należy uznać dokonane pod dyrekcją Michela Thomasa wydaną przez Sony Classical.  Całe to wykonanie, jak również inne dostępne jest na You Tubie.


































środa, 10 października 2012

Francis Poulenc Dialogi Karmelitanek przedstawienie z opery w Strasbourgu.







Przedstawienie Dialogów Karmelitanek z opery w Strasbourgu jest pod każdym względem znakomite. Znakomita jest obsada śpiewaków przede wszystkim odtwórczyń dwóch głównych ról: Blanche – Anne Sophie Schmidt i Constance Patricii Petibon. Głos Anne Sophie Schmidt jest ciemny, głęboki i dramatyczny, głos Patricii Petibon jasny, delikatny, giętki i niewinny. Obie śpiewaczki doskonale też wykonują zadanie aktorskie – bardzo dobrze oddają pokorę, wiarę, pracowitość oraz poświecenie sióstr zakonu. Oczywiście pozostałe głosy też są wspaniałe z głosów męskich można wyróżnić Laurenca Dale’a, który w operze wykonuje partię brata Blanche. Szczególnie mocno widać walory jego głosu i aktorstwa w scenie pożegnania z Blanche i próbie ostrzeżenia jej przed niebezpieczeństwami pozostania w klasztorze.
Z drugiej strony samo wystawienie to znakomity teatr. Reżyser nie uważa, że „nowoczesność” oznacza pustą scenę i skąpe ubrania śpiewaków. A jednak jest to przedstawienie wykorzystujące zdobycze współczesnego teatru. Na scenie wciąż się coś dzieje,  w scenach dialogu mniszek ich ręce są czymś zajęte: praniem, układaniem kwiatów, w kulminacyjnym momencie, przed egzekucją pojawia się czarno-biały film – znikają kolory, nawet skromnego klasztoru, wchodzimy w świat spraw ostatecznych:  wchodzimy na Golgotę, niewinne zakonnice maja zostać stracone za swą nieugiętość przy pozostaniu przy Chrystusie.
Znakomite pod każdym względem jest wykorzystanie przestrzenne sceny. Akcja dzieje się na proscenium, na scenie, a na niej istnieje zawsze drugi, czy trzeci plan. Akcja sceniczna podzielona jest na dwie części. Podczas interludiów, momentów muzycznych oddzielających poszczególne obrazy, na tle  zasłoniętej czarną kurtyną sceny pojawiają się mikro-sceny będące jakby przygotowaniem tego co będzie w głównej scenie, ale pokazana jest to tak jakbyśmy oglądali sytuację z zewnątrz. Widzimy biegnącą przestraszoną dziewczynę, która za chwile okaże się córką mieszczanina, której matka zginęła podczas paniki tłumu. W innej scenie widzimy krzątające się zakonnice, za chwilę wchodzimy do wnętrza klasztoru i widzimy mniszki przy pracy. Nowicjuszki rozmawiają przy pracy, ale w tle pracują też inne, choć nie biorą aktualnie udziału w akcji. Kiedy umiera przeorysza przy łóżku czuwa siostra, potem Blanche, ale w tle widzimy modlącą się inna zakonnice uosabiającą wszystkie pozostałe, które bardzo mocno przezywają agonię swej ukochanej przeoryszy. Przestrzenność sceny jest można najlepiej pokazana w scenie pożegnania z bratem, kiedy pojawia się on na końcu sceny, prosi o widzenie, potem stoi w kręgu światła, na wzór witraża w środku sceny , by spotkać się z siostrą prawie na proscenium z prawej strony. Wyrok śmierci odczytywany jest na podeście ponad głowami sióstr zgromadzonych poniżej w celi, co dodaje tej scenie dramatyzmu.
W każdym obrazie układ sceny jest zawsze inny. Rozmowa brata i siostry odbywa się z prawej strony sceny, łóżko umierającej zakonnicy także, podczas wtargnięcia przedstawicieli samozwańczej władzy zakonnice skupione są z lewej strony. W każdej ze scen inny punkt sceny jest punktem wokół którego toczy się akcja. Jak na obrazach Rembrandta czy Turnera oświetlony jest wyraźnie tylko jeden punkt, a inne pozostają w cieniu. W ogóle w tym przedstawieniu nie mamy natrętnego oświetlania całej sceny, nadaje to całemu przedstawieniu charakter powagi, intymności, surowości, wagi wypowiadanych słów. Tytułowe „Dialogi” stały się też zadaniem dla scenografa i reżysera. Na scenie nie ma wielu dekoracji – co ma podkreślać skromność i surowość życia zakonnego, ale nie czujemy „pustki” sceny. W każdym z 12 obrazów „dekoracje” zastępuje światło. Ono tworzy nastrój sceny: na przykład kolor żółty w scenie pracy zakonnic oddaje ich młodość, radość, energię. W scenie przyjmowania do zakonu, widzimy blask światła bijący z otwartych drzwi i niebieski cień po którego obu stronach stoi przeorysza surowo przesłuchująca chcącą wstąpić da Karmelu Blanche, oddające surowość życia zakonnego, ascezę wnętrza, chłód; światło jest tylko wewnątrz,  decyzja, którą ma podjąć młoda dziewczyna nie może być tylko jej kaprysem, czy chęcią ucieczki przed problemami wewnętrznymi. Jednocześnie to mocno bijące światło prowadzi do świętości.
Światło jest też wykorzystane symbolicznie. Kiedy umiera przeorysza pojawia się promień światła biegnący pionowo w tle sceny. W scenie wyboru nowej przeoryszy szaty sióstr oświetlone są zza kulis tworząc odświętne barwy tworząc zarazem jakby kolumny świątyni, w tle utworzony został świetlny krzyż. Im bliżej egzekucji tym kolory giną, i dopiero w tym obrazie scena staje się naprawdę pusta. Siostry giną na tle czarnego tła. Giną na oczach całego świata i dla niego. \
Fakt nagrania tego przedstawienia na DVD pozwala nam bliżej wejść na scenę i oglądać akcję z bliska, ale umożliwia także cos jeszcze. Bardzo ważnym elementem tego spektaklu, ważnym zadaniem aktorskim, jest ekspresja twarzy. Niezwykle przejmujący jest wyraz twarzy brata Blanche, kiedy musi ją opuścić, obawiając się, że na zawsze. W niezwykły sposób z bardzo wyraźną ekspresją każdego słowa, nastroju pokazana jest twarz głównej bohaterki, szczególna jest pod tym względem scena przyjęcia do klasztoru, podczas bardzo surowej rozmowy z przeoryszą; natchniona, ożywiona szczerą wiarą jest twarz siostry Constance; niezwykłe są zbliżenia twarzy sióstr, kiedy opuszczają klasztor by przejść na miejsce egzekucji. Kamera pokazuje każdą z nich. Widzimy siostry młode i starsze, pozbawione szat klasztornych wychodzące przez bramę (przed czarna kurtynę, na proscenium) patrzące z lekiem nie tyle przed czekającym je losem, co przerażone ślepą siłą, która zawładnęła światem. Ale nie widzimy wyraźnie twarzy tych, którzy w decydującym momencie pozostawiają siostry, szukając zastępczych argumentów: spowiednika i przełożonej, można też „nie mieć twarzy”.
Ostatnia scena, scena gilotynowania, w której bardzo łatwo można popaść w dosłowność wyreżyserowana jest w sposób niezwykle subtelny. Siostry, stojące rzędem, w skromnych białych koszulach, z namalowanym węglem czarnym krzyżem, dobrowolnie wychodzą na śmierć. Słyszymy nagrany, brutalny dźwięk gilotyny, która przerywa życie każdej z nich, ale każda umiera inaczej. Powracająca w finale Blanche  kontynuując przerwany śmiercią Constance hymn, wchodzi pomiędzy ciała sióstr, by umrzeć wśród nich, razem z nimi.

Ostatnio wydano już kilka nagrań tej opery, lepszych i gorszych, ale należy cieszyć się, że opera ta powraca na sceny teatrów operowych. W tym przedstawieniu podkreślić należy reżyserię, która w sposób niezwykle oddany sprawie, sprawie obrony wartości, szacunku do Kościoła, do Zakonu Karmelitanek, ale także samych kobiet, których obraz obecnie często zawłaszczają wojownicze tzw. feministki. Tu kobiety pokazane są jako skromne, pracowite, wierne i niezłomne. Widać także z tego nagrania, ze udział w tym przedstawieniu był dla każdego wykonawcy wielkim przeżyciem. Nie ma tu żadnego gwiazdorstwa, nikt nie jest wyróżniony, wszystkie siostry noszą te same skromne habity, śpiewają razem w chórze hymny. Bardzo dobry jest też dobór fizyczny postaci, szczególnie dwóch nowicjuszek Blanche i Constance których gra i śpiew dodają temu przedstawieniu dziewczęcej niewinności i radości, a zarazem niezwykłego dramatyzmu w finale gdy obie zostają w tak brutalny sposób pozbawione życia.

Francis Poulenc: Dialogi Karmelitanek
Dyryguje Jan Latam-Koenig
Rezyseria Marthe Keller
Oto finałowa scena tej opery.